Na party wyruszyliśmy zaraz po pracy. Autokar z dworca Łódź Fabryczna zawiózł nas do Katowic. Tam zameldowaliśmy się w hotelu
(tym razem był to Ibis) i skierowaliśmy się w poszukiwaniu party place. Już w okolicy skweru przy kościele Mariackim dobiegły nas głosy rozbawionej gawiedzi.
Partyplace
Udaliśmy się w tamtym kierunku i wylądowaliśmy na zapleczu party place, w ogrodzie klubu Drzwi Zwane Koniem (klub mieści się w dawnej willi Gustawa von Kramsta, którego syn miał za teścia łódzkiego fabrykanta Karola Scheiblera). Przywitaliśmy się i zdobyliśmy info, że aby się zarejestrować, trzeba przedrzeć się przez piwnicę, gdzie był główny bar, albo obejść budynek dookoła. Wybraliśmy tę drugą opcję. Przy wejściu spotkaliśmy już bardzo wesołego V0yagera, który z radością nas przywitał. Następnie weszliśmy do budynku. Tam się zarejestrowaliśmy. Ze względu na usytuowanie klubu, koncerty pokończyły się przed 22. Nam to jakoś nie przeszkadzało, udaliśmy się by coś zjeść oraz "pointegrować się". Okazało się, że w barze nie przewidzieli aż tak wygłodniałego tłumu, toteż z dań zostały nam bułeczki kardamonowe na ciepło z jakimiś powidłami :) Trochę nas zasłodziło, ale spoko, szybko przeszliśmy na napoje słodowe z goryczką, więc nie było źle.
Drugi dzień rozpoczęliśmy od śniadania w towarzystwie HRW (okazało się, że też nocuje w Ibisie). Był to dzień kompotów. Ale zanim dotarliśmy na miejsce, podeszliśmy pod Spodek, skąd startował kolejny Złombol. Spotkaliśmy tam też Madmana. Nie czekaliśmy do samego startu, gdyż zależało nam, aby dotrzeć na prelekcję Feia, która tez zaczynała się w samo południe.
Dzień minął na różnych spotkaniach/dyskusjach/żartach. Podczas jednego z kompotów Aceman się oświadczył, a jego oświadczyny zostały przyjęte. Cóż jedyne co zostaje nam powiedzieć "a niech się żeni, co ma mieć lepiej niż my" :)
W międzyczasie dla zainteresowanych była wycieczka do Muzeum Komputerów (tym razem nie skorzystaliśmy). Pomiędzy kompotami udaliśmy się na burgera z Grxmrx-em i HRW. W tym roku załapaliśmy się na zbiorową fotkę.
W międzyczasie ludzie rozłazili się po terenie by spokojnie porozmawiać przy różnych napojach mniej lub bardziej energetycznych
Trzeciego dnia po śniadaniu udaliśmy się do sklepu, aby zanabyć "kwiatek" dla Gumboya, który akurat obchodził urodziny. Solenizant życzenia przyjął z radością. Zostały ogłoszone wyniki oraz puszczono animację z zatonięciem statku.
Do odjazdu mieliśmy trochę czasu jeszcze, więc spacerkiem przemierzaliśmy ulicę Mariacką. W Ambasadzie Śledzia ujrzeliśmy Kiera z kompanami. Zachwalali nam jajecznicę. Pora lunchu, coś ciepłego by się zjadło, w sumie wolałbym coś innego, ale żonie podpasowało, poszliśmy zamówić. Okazało się, że wybór był większy, więc ja wziąłem jakiś makaron zapiekany, Kruszynka natomiast jajecznicę, do tego "na trawienie" ja wybrałem Guinessa, a żonie trafiła się jakaś AIPA. To był dobry wybór, gdyż jak tylko usiedliśmy pod parasolem, lunęło. Miało padać dzień wcześniej, ale nie padało, zaczęliśmy więc podejrzewać, że Fei moze miec podobne wpływy jak rządzący Rosją i potrafi rozgonić chmury na czas imprezy. Tak też w miłym towarzystwie skonsumowaliśmy małe co nieco rozprawiając trochę o tym jak to życie się zmienia i żałując, że to już ostatnia edycja tego party.
Na koniec wznosimy toast w kubku z Riverwasha kawą z nalewką na szkockich myszach
Pozdrawiamy te ok 300 osób, które przybyły na party
Kaczuś i Kruszynka