1 września w tym roku nie był pierwszym dniem szkoły, ale był pierwszym dniem imprezy Riverwash! W tym roku organizatorzy zaprosili "partyzantów" do Katowic. My wyruszyliśmy zaraz po pracy w kierunku Śląska. Tym razem zawiózł nas PolskiBus. Niestety miejsce przy stole wcale do wygodnych nie należy, ale co tam, zaraz weekend pełen atrakcji, więc pozytywnie nastawieni jechaliśmy z bananem na ustach. Nie przeraziła nas nawet ulewa, która spotkała nas po drodze. Gdy dojechaliśmy jeszcze padało. Szybka wizyta w hotelu, aby zostawić nieprzydatne na imprezie rzeczy i zameldowaliśmy się na partyplace.W zasadzie można by powiedzieć podpłynęliśmy do miejsca wydarzeń, bo przed samym wejściem kałuża z wodą po kostki :) Fei stwierdził, że zawsze jak nas zaprasza, to musi być ulewa (wcześniej zaproponował nam nocleg kilka lat temu po sławetnym koncercie na stadionie chorzowskim, na którym Phil Collins złorzeczył na deszcz... Aczkolwiek, nie ma co narzekać, tamten koncert i spotkanie z Feiem, oraz towarzyskim kotem, wspominamy miło do dziś).
Na imprezce jak zwykle miła atmosfera. Spotkaliśmy trochę osób, których dawno nie widzieliśmy. Można było porozmawiać, pośmiać się, czyli miło spędzić czas.
Po jednym z koncertów (podczas którego muzyka była tak dynamiczna, że uszkodziła skutecznie jeden z głośników), udaliśmy się na spoczynek (cóż, pobudkę w piątek standardowo mieliśmy o 6, więc zmęczenie zaczęło dawać się we znaki).
Następny dzień zaczęliśmy od muzeów. Najpierw odwiedziliśmy Muzeum Śląskie, którego żona nie miała okazji jeszcze zwiedzać. Wychodząc trafiliśmy na start Złombola! A gdy dotarliśmy na partyplace, akurat zbierała się grupa do odwiedzenia muzeum starych komputerów (Okazało się, że mieści się obok sali, w której odbywają się Dyktanda). Szczepan zrobił konkurencję Altowi i opowiadał o eksponatach tam zgromadzonych. A zobaczyć tam możemy zarówno małe komputery osobiste, jak i serwery typu Vax, czy Odra, aż do centrali telefonicznej. Wracając wstąpiliśmy zjeść co nieco w restauracji polecanej przez Alta ("8 Stolików" na Jagiellońskiej). Jedzenie było spoko, obsługa bardzo fajna, więc miło spędziliśmy chwilę spożywając obiad.
Wróciliśmy, to ja zająłem się zwiedzaniem partyplace, żona rozdała trochę cukierków (z przeważającą ilością krówek prosto z Łodzi), bo w niedzielę miała imieniny, a później udała się na zakupy. Już dzień wcześniej jak brodziliśmy w katowickich kałużach, odgrażała się, że musi kupić buty (jak to kobieta, poszła kupić jedno, wróciła z czym innym, miast butów, namierzyła śmieszną książkę kucharską, którą widziała w knajpie, w której jedliśmy obiad).
Ja natomiast udałem się na pogaduchy i oczekiwałem kompotów. Zaczęto od muzyczek, ale przyznam się, że pamiętam tylko pierwsze, później niestety było tego za dużo i zbyt monotonnie, toteż nawet ciężko ocenić mi poziom. Było też kilka grafik, a później przerwa. Podczas przerwy udaliśmy się cosik przekąsić, tak by mieć siłę na dalszą część zabawy. Wróciliśmy, to trwały już Wildy. Załapaliśmy się na końcówkę filmiku Gumboya (jeszcze raz wszystkiego najlepsiejszego staruszku :)
Następnie poleciały Intra (niewiele ich było - poziom różny), Phibrizzowi udało się zająć 2 miejsce. Po przerwie były demka, a tam w kategorii oldschool wystartował Mandi z demkiem, do którego muzykę zrobił Dakti. Natomiast z przyczyn technicznych, Kiero swoje demo wystawił z musu w kategorii dem na PC (gdyż wersja amigowa coś się nie do końca prawidłowo uruchamiała). Demo było nawet ciekawe i dobrze zrobione i mimo, że na PC konkurencja duża była, to uczestnicy docenili, fakt, że to demko napisane jest na platformę z mniejszymi możliwościami, a mimo to może konkurować i Kiero wygrał!