Czar kliszy

W ostatnim czasie w moje ręce wpadło nowe urządzenie: skaner do klisz! Mam trochę błon fotograficznych ze starszych czasów. Pomyślałem, że warto uporządkować całość. Filmy przetrwały w różnym stanie. Jednak nie o tym chciałem napisać. Wśród fotek znalazłem kilka, które dziś nazywamy selfie. Ha, a więc to żadna nowość!

W owych czasach na wzór autobiografii, autoportretu, nazywaliśmy to autozdjęciami. Powstawało zapewne mniej takich "dzieł", no ale wtedy to po prostu drożej kosztowało i na wyniki trzeba było czekać dłużej. A oto przykłady znalezionych przeze mnie zdjęć:

selfie w Płocku selfie w Krakowie Selfie w Warszawie

Zdjęcia pochodzą z lat 1987-1991, wykonane "z ręki" aparatem Vilia

Vilia nie była moim pierwszym aparatem fotograficznym, ale był pierwszym, którym robiłem zdjęcia. Wcześniej w latach przedszkolnych otrzymałem starego Druha, którego jak każdy ciekawy świata mlody człowiek rozkręciłem do najmniejszego elementu. Niestety złożyć już w działającą całość nie dałem rady :) Części jeszcze przez długie lata służyły mi do zabawy i eksperymentów.

aparat vilia

Wracając do Vilii, był to aparat, który dostałem w prezencie komunijnym. Można powiedzieć, że porównywalny z popularniejszą u nas wtedy Smieną 8 (których to posiadaczami byli niektórzy koledzy). Był jednak ciut wygodniejszy w użyciu: przewinięcie filmu i naciągnięcie migawki wykonywało się jednym ruchem jednocześnie. Zapobiegało to robieniu kilku fotografii na jednej klatce.

Użyte tu filmy, to najprawdopodobniej kupione na rynku od turystów z Sojuza. Można było wówczas zaopatrywać się w klisze, płacąc ułamek ceny, którą byłoby nam dane płacić w sklepie. Wystarczyło zaproponować zakup po 10-20 sztuk i cena szybko robiła się kilkakrotnie niższa. Filmy jakością nie odbiegały jakoś szczególnie od tych dostępnych w naszych sklepach.


<- powrót do strony głównej Coś dla programistów Strona przewodnika po Łodzi Promocje książkowe